1
Ostatnie łowy '14
Napisane przez
Kuba Standera
,
31 grudzień 2014
·
2508 Wyświetleń
fly fishing sucha mucha żuczki tęczaki
Była nadzieja, że jeszcze raz w tym roku uda się połowić.
Ale, chyba przyjdzie poczekać do 2ego nim znowu wyruszę, fajnie gdyby jakimś cudem zenith dotarł do tego czasu, chociaż znając szczęście dostanę go już po powrocie do pracy...
W każdym razie, w poniedziałek ostatni udało się wyrwać nad wodę. Z jednej strony nowym wehikułem pędzę ja, dojeżdża Krzysiek, ale też i ekipa z Galway - Misio i Marcel. Znaczy spotkanie będzie .Chłopaki z Galway przypalone zdjęciami, które Ned serwuje na swojej stronie
są… trochę zaniepokojeni mrozem (rano jest -4).
Czy dziura nie zamarznie, czy będzie dało się łowić?.Przyznaję, ze gdy ruszałem rano, to widoki pod domem nie napawały zbytnim optymizmem..
Podobnie i droga - wszystko ładnie, pięknie, ale łowienie chyba to zabije...
Dzwonią do mnie gdy mknę płatnym mostem.
Już są na miejscu, czekają. Krótka pogaducha, rozkładamy sprzęt. Ogólne psioczenie na zimno, Balcerowicza, PZW i Żydów i na inne typowe dla naszego narodu tematy i już truchtem lecimy na najlepsze miejsca.
Panów z Galwayu ustawiamy na cypelkach, co okaże się później dobrą ideą.Gdy startujemy, miejsce jest zupełnie zmrożone.
W takiej scenerii jeszcze u Neda nie łowiłem.
Obmarzające przelotki, hurgocące po nich linki i ryby, a właściwie rybska kursujące pod powierzchnią, zbierające... suche muchy.
Dla tego klimatu warto było wstać wcześniej...
Ja zaczynam klasycznie - tonące linki, snejki, bloodwormy, a Panowie dziabią ryby z cypelków na suchara. Piankowy żuczek pokaźnych rozmiarów doprowadza ryby do szaleństwa. Każda chwila gdy wodę marszczy wiatr, gdy wychodzi słońce i zaczyna się polowanie na karaczana.
Brania są spektakularne. Wyobraźcie sobie 60cm rybę, która z furią szarżuje na muchę, tylko po to by kilkanaście cm od żuczka zawinąć się i odpłynąć. Albo - rozpędzoną pod powierzchnią, tworzącą falę jak orka. Fala przytapia muchę, a cwaniak krąży wokół, tworząc potężne wiry na powierzchni. Wreszcie wodę rozcina pysk zeżerającej muchę ryby. Zacięcie i... sorry, ale 0,18mm to nie na to miejsce .
Dość często udaje się wyrwać rybie muchę z pyska, mimo odczekania kilku sekund. Nie do końca rozumiem co się dzieje...
Wędki Marcela, Macieja i Krzyśka regularnie biją pokłony wodzie, grają kołowrotki.
Chłopaki się rozkręcają, tylko ja jak jakiś cieć smutny miałem tylko kilka markotnych brań, z których nic nie wynika.
Na pocieszenie przychodzi Krzysiek, ubawiony cały.
Chwilę później woła Marcel, ostro odchodzi mu tęczak. Ryba zeżarła suchara położonego dość daleko od brzegu.
Kolejne odjazdy, kotłowania, wreszcie ryba ląduje w podbieraku.
Zaraz obok ustawia się Maciej. Z tym ze on zmienia wędkę z #5 na #8. Linka inter, grubszy przypon i ważkolarw na końcu. Zygu zygu, i chwilę później muszę znowu biec z aparatem. Tym razem ryba większa, nie daje się spacyfikować tak łatwo.
Słońce powoli zachodzi, ryby pływają przy samej powierzchni, zostawiając za sobą „Vki”. Podanie żuczka na ich trasę i od razu ryba zaczyna kotłować, krążyć wokół.
W końcu kończą się nam żuczki. Haki porozginane, muchy rozmemłane, koledzy wyłowieni jak po dorszowym rejsie. Czas wracać, tym bardziej że do Galway mają kilka godzin jazdy.
Powodzenia Panowie w 2015, oby więcej czasu nad wodą!
Ale, chyba przyjdzie poczekać do 2ego nim znowu wyruszę, fajnie gdyby jakimś cudem zenith dotarł do tego czasu, chociaż znając szczęście dostanę go już po powrocie do pracy...
W każdym razie, w poniedziałek ostatni udało się wyrwać nad wodę. Z jednej strony nowym wehikułem pędzę ja, dojeżdża Krzysiek, ale też i ekipa z Galway - Misio i Marcel. Znaczy spotkanie będzie .Chłopaki z Galway przypalone zdjęciami, które Ned serwuje na swojej stronie
są… trochę zaniepokojeni mrozem (rano jest -4).
Czy dziura nie zamarznie, czy będzie dało się łowić?.Przyznaję, ze gdy ruszałem rano, to widoki pod domem nie napawały zbytnim optymizmem..
Podobnie i droga - wszystko ładnie, pięknie, ale łowienie chyba to zabije...
Dzwonią do mnie gdy mknę płatnym mostem.
Już są na miejscu, czekają. Krótka pogaducha, rozkładamy sprzęt. Ogólne psioczenie na zimno, Balcerowicza, PZW i Żydów i na inne typowe dla naszego narodu tematy i już truchtem lecimy na najlepsze miejsca.
Panów z Galwayu ustawiamy na cypelkach, co okaże się później dobrą ideą.Gdy startujemy, miejsce jest zupełnie zmrożone.
W takiej scenerii jeszcze u Neda nie łowiłem.
Obmarzające przelotki, hurgocące po nich linki i ryby, a właściwie rybska kursujące pod powierzchnią, zbierające... suche muchy.
Dla tego klimatu warto było wstać wcześniej...
Ja zaczynam klasycznie - tonące linki, snejki, bloodwormy, a Panowie dziabią ryby z cypelków na suchara. Piankowy żuczek pokaźnych rozmiarów doprowadza ryby do szaleństwa. Każda chwila gdy wodę marszczy wiatr, gdy wychodzi słońce i zaczyna się polowanie na karaczana.
Brania są spektakularne. Wyobraźcie sobie 60cm rybę, która z furią szarżuje na muchę, tylko po to by kilkanaście cm od żuczka zawinąć się i odpłynąć. Albo - rozpędzoną pod powierzchnią, tworzącą falę jak orka. Fala przytapia muchę, a cwaniak krąży wokół, tworząc potężne wiry na powierzchni. Wreszcie wodę rozcina pysk zeżerającej muchę ryby. Zacięcie i... sorry, ale 0,18mm to nie na to miejsce .
Dość często udaje się wyrwać rybie muchę z pyska, mimo odczekania kilku sekund. Nie do końca rozumiem co się dzieje...
Wędki Marcela, Macieja i Krzyśka regularnie biją pokłony wodzie, grają kołowrotki.
Chłopaki się rozkręcają, tylko ja jak jakiś cieć smutny miałem tylko kilka markotnych brań, z których nic nie wynika.
Na pocieszenie przychodzi Krzysiek, ubawiony cały.
Ile? - pytam.
-7 lub 8....- szczerzy się z radością.
Chwilę później woła Marcel, ostro odchodzi mu tęczak. Ryba zeżarła suchara położonego dość daleko od brzegu.
Kolejne odjazdy, kotłowania, wreszcie ryba ląduje w podbieraku.
Zaraz obok ustawia się Maciej. Z tym ze on zmienia wędkę z #5 na #8. Linka inter, grubszy przypon i ważkolarw na końcu. Zygu zygu, i chwilę później muszę znowu biec z aparatem. Tym razem ryba większa, nie daje się spacyfikować tak łatwo.
Słońce powoli zachodzi, ryby pływają przy samej powierzchni, zostawiając za sobą „Vki”. Podanie żuczka na ich trasę i od razu ryba zaczyna kotłować, krążyć wokół.
W końcu kończą się nam żuczki. Haki porozginane, muchy rozmemłane, koledzy wyłowieni jak po dorszowym rejsie. Czas wracać, tym bardziej że do Galway mają kilka godzin jazdy.
Powodzenia Panowie w 2015, oby więcej czasu nad wodą!
- Friko, robert67, lukomat i 12 innych osób lubią to
Kurcze ale kolory, zwłaszcza to ostatnie zdjęcie - lux !